Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że szkoły, konkurując ze sobą, wymieniają liczne sukcesy swych absolwentów, podają dane statystyczne, chwalą się listami stypendystów lub laureatów konkursów i olimpiad. Jakże skromnie w tym kontekście wypadają słowa profesora naszej szkoły – Bogusława Kurasia, że z pleneru w Skokach są przywożone niezłe prace!
Wystarczy wybrać się tam raz, potem może drugi, aby upewnić się, ile racji jest w tych skromnych słowach. Codziennie od rana do wieczora stawialiśmy się w salach, gdzie czekały na nas martwe natury albo wspaniała, niezmordowana pani Jola – nasza modelka, którą niektórzy z nas mieli już okazję poznać.
Choć nie zawsze szło dobrze, korekty nauczycieli z różnych szkół (z liceum poznańskiego, gdyńskiego czy profesora prowadzącego z Akademii Sztuki w Szczecinie – Bartka Otockiego) pomagały tworzyć naprawdę ciekawe kompozycje, próbować czegoś nowego lub też… prace ratować.
Niektóre z dzieł były dość awangardowe. Zaskakiwały samych uczniów, ale też zachwycały, sprawiały, że myśleliśmy „to tak można?” albo „dlaczego ja na to nie wpadłam?”. Dzięki temu, że mieliśmy okazję podpatrzeć, jak pracuje się w innych szkołach plastycznych w Polsce i w jaki sposób różni profesorowie podchodzą do tematu malarstwa czy rysunku, mogliśmy się rozwinąć. Pewne rzeczy naprawdę nie przyszłyby nam do głowy i były nawet dość szokujące, ale faktycznie – złych prac tam nie było. Przekonać się o tym mogliśmy wieczorem przed wyjazdem, kiedy odbył się przegląd, a profesor Otocki omówił nasze słabe i mocne strony, podchodząc do każdej osoby indywidualnie.
Polecam, aby każdy, jeśli tylko będzie miał okazję, pojechał na plener do Skoków. Choćby po to, aby rozgrzać nadgarstki po dwóch miesiącach wakacji i przypomnieć sobie, jak właściwie mieszało się farby.
Majka z klasy III a (recydywista – kolejny raz w Skokach)
fot. Bogusław Kuraś